przez qalimar » poniedziałek, 18 października 2010, 09:16
No to może jeszcze coś z rzeczonego dokumentu IPN, który mi zapodałeś :"PSZ na zachodzie" (str 26 i 27):
B.P. – Proszę o opisanie strony finansowej funkcjonowania polskiego wojska. Mieliśmy
uratowany zasób polskiego złota, udzielano nam przecież pożyczek.
P.W. – Które potem Brytyjczycy bardzo starannie odebrali, konfiskując właśnie część tego
złota, gdy wracało do Warszawy. Wszystkie armie sojusznicze, a było ich wiele w Wielkiej
Brytanii – Holendrzy, Belgowie, Norwegowie, Francuzi, Czesi i ich znakomici lotnicy, o czym
trzeba pamiętać, przy naszym lekceważącym stosunku do Czechów i Słowaków – otrzymały
na własność, jakby w prezencie, sprzęt bojowy, na którym walczyły. Polacy nie doznali tej
hojności. Co prawda Polska znalazła się w strefie sowieckiej, ale przecież Czechosłowacja
też. Inna sprawa, że ich rząd wrócił z Londynu, a prezydent Raczkiewicz z Londynu nie
wrócił. Brytyjczycy zachowali się tutaj jak lichwiarze. Pamiętajmy jednak, że ten sojusz był
w naszym żywotnym interesie politycznym. My musieliśmy się bić.
J.K. – Ale czy do samego końca?
P.W. – A to jest zupełnie inna sprawa.
B.P. – Losy wojny mogły rozstrzygnąć się w Anglii...
P.W. – W sensie negatywnym – jeśli Niemcy wylądują w Anglii, to wygrywają wojnę. Niektórzy
politycy, np. przywódca narodowców Tadeusz Bielecki, tak na to patrzyli. Anglia to
wielkie mocarstwo, ale pozbawione armii, a tuż za kanałem La Manche najlepsze wojsko
świata. Przygotowania do inwazji szły, pozornie przynajmniej, pełną parą. To wszystko
napawało Brytyjczyków przerażeniem. Mieli solidnego stracha. Wszystko rozstrzygnęło się
w powietrzu. Niemcy mogli wygrać bitwę o Anglię. Przegrali ją na skutek własnych błędów,
na własne życzenie. I tutaj znaczną rolę miał udział pilotów polskich. Stanowiący niespełna
10 proc. personelu RAF Polacy zestrzelili więcej niż 10 proc. samolotów niemieckich w całej
bitwie. A pamiętajmy, że weszli do bitwy później niż piloci brytyjscy, w jej drugiej fazie,
mieli mniej czasu na osiągnięcie tego sukcesu...
J.K. – ...Dywizjon 302 wszedł jeszcze później, pod koniec bitwy.
P.W. – Dywizjon 303 miał to szczęście, że wszedł do bitwy w jej kluczowym, najbardziej
newralgicznym momencie i uzyskał najwięcej zestrzeleń w RAF. Te 10 proc. zestrzeleń przesądziło
o wyniku bitwy, bo naprawdę jej losy wahały się do końca. Czy my z natury rzeczy
jesteśmy tak wspaniałymi lotnikami? Chyba nie, ale polscy piloci byli znacznie lepiej wyszkoleni,
ostrzelani, reprezentowali wyższy poziom profesjonalny niż piloci brytyjscy, którzy
w znacznej większości pochodzili z zaciągów 1939–1940, z ochotniczej rezerwy Królewskich
Sił Powietrznych, a każdy Polak przeszedł przez kampanię z 1939 r. i przez kampanię
francuską, czyli miał ogromne doświadczenie bojowe i mógł śmiało stanąć przeciwko
Niemcom, którzy mieli to samo mniej więcej doświadczenie.
Polaków wtedy uwielbiano, w Londynie noszono ich na rękach. Przytoczę anegdotkę
– w 1946 r. w ramach demobilizacji PSZ jeden z pilotów polskich ubiegał się o pozostanie
w Wielkiej Brytanii. Odpowiedni urzędnik imigracyjny pytał go, a cóż pan robił w czasie wojny?
On trochę się zdziwił. – Czy przebywał pan w Wielkiej Brytanii? – Nie, raczej w powietrzu.
To był stosunek do Polaków po 1945 r., kiedy traktowano nas jako konkurentów na rynku
pracy, lżono, poniewierano, atakowano. Angielska pamięć była bardzo krótka i selektywna.
J.K. – Choć w Szkocji trochę sentymentu, nawet po 1945 r., do Polaków pozostało.
P.W. – No bo było dobrych kilka tysięcy wspólnych dzieci.
J.K. – Tak naprawdę polsko-brytyjska sielanka skończyła się jednego dnia – z jednej strony
pięknego dla Polaków, a z drugiej strony tragicznego – czyli 22 czerwca 1941 r., kiedy
sojusze wywróciły się do góry nogami. Już tego samego dnia Churchill, bez konsultacji
z rządem polskim, przemówił przez radio...
P.W. – ...wyciągając obie ręce do Stalina, tak można to określić...
J.K. – …i mówiąc, że udzieli mu każdej pomocy.
P.W. – Brytyjczycy nawiązując stosunki, potem traktaty ze Związkiem Sowieckim, pogwałcili
wszystkie akty polsko-brytyjskie, zwłaszcza pakt sojuszniczy, który nas wepchnął do wojny
w 1939 r., stanowiące, że ze stroną trzecią bez wzajemnej konsultacji nie będą zawierane
żadne układy. Brytyjczycy zawarli porozumienie z Sowietami ponad naszą głową, co oznaczało
podeptanie sojuszniczej umowy polsko-brytyjskiej. Od tego momentu zaczyna się katastrofa.
Do czasu, kiedy Związek Sowiecki nie był obiektem tej wojny, czy raczej uczestniczył w niej po
stronie niemieckiej, Polska odgrywała istotną rolę polityczną. W momencie wejścia do koalicji
Stalina nasza rola spadła praktycznie do zera. Polska stała się przedmiotem polityki, już nie
niemieckiej, ale tzw. alianckiej czy międzysojuszniczej. To odwrotna sytuacja z I wojny – gdy
Rosja znikła z firmamentu politycznego, rola Polski zaczęła wówczas gwałtownie rosnąć.
itd...
No comments.
Pzdr
Mariusz Kalinowski
