Panowie, każdy model to pewna historia, dzieje nie tylko walk powietrznych ale też i losy eksploatacji maszyny. Na stan jej zużycia miały wpływ nie tylko czynniki takie jak opalanie blachy za wydechem czy strzelanie z działka, ale także np kurzenie w okresach wiosenno letnich czy błocenie na jesieni/ zimą (nie, nie pomyliło mi się z bronią pancerną, samoloty przecież czasem lądowały na jakiś lotniskach

) . Nie bez znaczenia było również to czy maszyna używana była na lotniskach polowych czy nie, albo też jaka była, jak to się ładnie mówi, kultura techniczna obsługi naziemnej. Związek z tym może mieć również okres wojny jaki reprezentują nasze prace. Np samoloty niemieckie z początku wojny powinny być bardziej zadbane a z końca, w związku z różnymi wojennymi trudnościami raczej mniej. No i oczywiście sprawa tego, jak długo dany samolot był w użyciu. O takich niezwykle rzadkich a dodających smaku, duperelach często zapominamy.
Starałem się trochę o takich pierdółkach pamiętać przy moim Me-163S. Samolot (w sumie szybowiec) zbyt dużo nie latał ale za to lądował na płozie na trawiastym polu wzlotów, jak podają opisy z testów maszyna długo wytracała prędkość na tej że właśni płozie ale i tak ostatecznie drapała którąś z końcówek skrzydeł po ziemi. W związku z czym standardowo obdrapałem do metalu zejście owiewki z kadłubem i bardzo delikatnie w kilku miejscach narożniki i krawędzie paneli w miejscach gdzie takie wytarcia mogły powstać w wyniku wchodzenia do kabiny. Skupiłem się natomiast na spodzie który dostał solidna dawke pigmentów.
Tak naszym grzechem często jest pewna niespójność prac które tworzymy.