Ja w Kraśniku widziałem dwie twarze imprezy. Pierwszy raz byłem na konkursie modelarskim i jeżeli ta impreza była wyznacznikiem dla takich wydarzeń to był to mój ostatni raz.
Twarz pierwsza.
Niezwykle zaangażowani organizatorzy z Kraśnika. Nie jestem w stanie pojąć jak Tomek Frączak, przy natłoku tych wszystkich spraw którymi był obciążony znajdował jeszcze czas by każdemu pomóc w upierdliwych problemach, z którymi wszyscy do niego przychodzili. Zawsze z ochotą, zawsze z uśmiechem. Gdyby nie jego uczynność pewnie w ogóle do Kraśnika bym nie pojechał bo zakwaterowanie okazałoby się logistycznie niemożliwe. Skąd się biorą tacy faceci? Serdeczne dzięki Tomku!
Zastęp harcerzy chętny do pomocy w sprawach różnych, tanie i bezproblemowo dostarczane żarcie (nie jadłem, smaku nie pochwalę

), zawsze czyste kible.
Takich niedogodności jak kolejka do rejestracji, czy fakt, że musiałem odstać ją dwa razy bo nieopatrznie przyznałem się do zgłoszenia internetem nie traktuję jako problem. Coś tam zawsze zgrzytnie i nie ma co się denerwować. Zwłaszcza, że takie problemy można ominąć np. rejestrując się gdy tłum rozładuje się nieco. To wszystko było OK.
Twarz druga:
Brak ogólnodostępnego harmonogramu imprezy. Brak przywitania i rozpoczęcia zawodów. Brak kontroli nad ustawianymi modelami. Niby nie można było ich dotykać przy sędziowaniu ale modelarze ustawiający swe dzieła na stołach bez pardonu przestawiali i przesuwali sąsiednie repliki i bezstresowo balansowali dwuręcznymi kompozycjami na milimetry od niezwykle filigranowych konstrukcji. Poły kurtek, paski od aparatów i takie tam też o milimetry omijały modele podczas fotografowania i można było zobaczyć dzieci ciągnące za obrusy stołów wystawowych.
Brak możliwości obejrzenia zwycięskich modeli. Nagradzani modelarze nijak nie byli powiązani ze swoimi dziełami i nie mam pojęcia które modele wygrały poza Lloydem i Oscarem Wojtka i Gienka, które znałem skąd inąd. Szczerze mówiąc byłem pewien, że po wręczeniu wyróżnień zostaną przyznane normalne nagrody w klasach. Jest rzeczą normalną w różnego rodzaju zawodach, że wartość materialna nagród specjalnych wielokrotnie przekracza te w normalnej konkurencji, które zresztą często w ogóle takiej wartości nie mają. Nikt jednak nie ma wątpliwości o ich wartości merytorycznej. Tymczasem tu zwycięzcy klas zostali potraktowani jak dodatek do rozstrzygnięć sponsora. I tylko tu poinformowano jaki model zbudował laureat. Co ciekawe zapomniano o tym przy wręczaniu Grand Prix i wyszedł dramatyczny wstyd.
A modeli i tak nie sposób było obejrzeć bo dawno już ich na stołach nie było.
Do Kraśnika pojechałem bo miała to być impreza niezwykła. Szumna reklama medialna zrobiła swoje. Trafiłem w miejsce, gdzie baza noclegowa i gastronomiczna praktycznie nie istnieje, otoczenie konkursu stanowi średnio zadbana, niewielka szkoła, a jakichkolwiek atrakcji poza samym konkursem jest ZERO! Do powyższych dochodzą jeszcze osobnicy rozpijający flaszeczki w wejściu do budynku (sic!) i potem chwiejnym krokiem wędrujący między konkursowymi stołami.
Przy rejestracji wręczano upominek w reklamówce. Wyjąłem z zaciekawieniem jeden zeszyt – data wydania 2007. Można i tak. Ja swoje nagrody zaprojektowałem, zamówiłem i kupiłem nówki sztuki. Żeby było weselej to przy rejestracji okazało się, że te upominki są tylko dla seniorów. Juniorzy dostaną jeżeli zostanie.
Może i można powiedzieć, że impreza była udana. Jeżeli była dla modelarzy to czemu nie? Tylko w tej sytuacji nie zgodzę się z żadnym utyskiwaniem na to jak społeczeństwo traktuje nas modelarzy. Konkurs idealnie wpasował się w stereotyp. Robienie konkursu dla modelarzy to nieporozumienie. Taka impreza powinna być DLA WSZYSTKICH, a modelarze są niezbędnym jej elementem. Ta na pewno nie była. Wiem, bo zabrałem ze sobą małżonkę. Magda nic z modelarstwem wspólnego nie ma i gdyby nie to, że już nie takie moje dziwactwa miała okazję znosić ze stoickim spokojem, pewnie zagroziłaby rozwodem. Nie miała zupełnie co ze sobą zrobić, nic z konkursu nie zrozumiała i do dzisiaj robi mi ciężkie wymówki, że nie wie które modele wygrały. A bardzo chciała zobaczyć mistrzowski model i dowiedzieć się dlaczegóż to on taki jest.
OK, mogliśmy nie jechać. Czemuś biedny? Boś głupi! - Czemuś Głupi? Boś biedny!
Jeszcze dygresja o sędziowaniu. Skłoniły mnie do niej wypowiedzi w tym wątku. Jeżeli faktycznie oblachowany model wygrał w standard – to tłumaczenie, że modelarz tak go zgłosił zakrawa na kpinę. Nagrodzono oszusta albo osobę mającą problem z okazaniem organizatorom minimum szacunku, polegającego na zapoznaniu się z regulaminem. Zawodników nie spełniających kryteriów zawodów po prostu się nie klasyfikuje. Już widzę jak po wyścigu motocykli stockowych sędziowie stwierdzają, że zwycięski sprzęt ma przeróbki jak superbike i zamiast zdyskwalifikować gościa dają mu mistrzowskie punkty

!
Twierdzenie, że zasada ‘podoba się lub nie’ pozwala sędziować przeciętnym modelarzom to błąd i to bardzo szkodliwy. Nazwa zasady jest bardzo nieszczęśliwa. By miała ona (zasada) sens sędziowie muszą byś świetnymi modelarzami. Swoją klasą i doświadczeniem muszą nadrobić brak regulaminu oceny. Zwycięskiego modelu nie wybiera się bo się lubi czerwone. Wybiera się najlepsze dzieło modelarskiej sztuki, a ta nie zawsze widoczna jest na pierwszy, a nawet trzeci rzut oka.
Nie oceniam sędziów w Kraśniku. Przecież nawet nie miałem szans obejrzeć zwycięskich modeli.